Wczoraj uczestniczyłam w niezwykle ciekawym seminarium naukowym w Instytucie Badań Literackich PAN w Warszawie. Wysłuchałam referatu dr Marlis Lami, austriackiej tłumaczki i badaczki towianizmu, którą poznałam kilka lat temu. Nasz serdeczny kontakt, głównie telefoniczny, owocuje niezwykłą wymiana myśli, jednak bariera językowa (nie znam niemieckiego) powodowała, że nie mogłam zapoznać się z jej doktoratem. Dopiero teraz miałam okazję wysłuchać po polsku referatu, który był niejako streszczeniem jej pracy.
Marlis mówiła o Andrzeju Towiańskim jako o odnowicielu chrześcijaństwa. Ubolewała, że zajmują się jego myślą głównie mickiewiczolodzy, czyli bada się towianizm przez pryzmat wieszcza. Tymczasem udział Mickiewicza w tymże ruchu jest tylko jednym z aspektów, nie najważniejszym.
Opowiadała o nieskatalogowanym jeszcze w całości potężnym archiwum towiańczyków w Turynie.
Pokazała nieznane mi zdjęcia córek Andrzeja Towiańskiego. Odniosła się też krótko do obrazu Jana Styki, o którym pisałam na zamkniętej już platformie blogowej (wrócę do tego postu niebawem i przeniosę go tutaj).
Po referacie rozgorzała dyskusja, było wiele pytań. Mam jednak wrażenie, że naukowcom trudno poczuć ideę Towiańskiego. Już Mickiewicz przyznawał się do tego, że rozum utrudnia mu poznanie prawdy. Dlatego Jezus nie otaczał się uczonymi w Piśmie, ale prostymi ludźmi. Intelektualizowanie rzeczy prostych (tak, tak - nie, nie), czyni wokół nich otoczkę ważniejszą niż sedno sprawy. Popatrzmy, co zrobił Kościół z nauki Chrystusa. Łatwiej jest bowiem mówić, stwarzać zasady i pilnować innych, by ich przestrzegali, niż czynić dobro, po prostu. "Bądźcie jak dzieci..." mówił Mesjasz, jak one patrzcie na ludzi z ufnością i wierzcie, że wszystko jest możliwe, a zmieni się świat. Jakież to infantylne. Gdzież byłoby wtedy nasze ego? Musimy wszystko skomplikować, żeby wykazać się erudycją, błyskotliwością naszego intelektu... Jakimż ten Chrystus był utopistą, nie mówiąc o Towiańskim...
Na szczęście temat towianizmu cieszy się wciąż zainteresowaniem. Kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstym spadaniem.
Dziękuję Agnieszko.
OdpowiedzUsuń:-)
Ja również:)
UsuńTrafne wnioski
OdpowiedzUsuńKsiądz Jan Twardowski, poeta, ujął to tak: "Pochwalono chrześcijaństwo że tak długo rosło
Usuńmój Boże tyle wieków
nawet święci Twoi co poczernieli ze starymi deszczami
jak turkusy umierając zielenieją
a ono pobiegło do Matki Najświętszej
grającej małemu Jezusowi na laskowym orzechu
ubogiej - jak w grottgerowskiej burce
tak prawdziwej - że już bez powrotu
i skarżyło się do ucha
że się jeszcze na dobre nie zaczęło".