Właśnie wróciłam z Krzemieńca, miejsca urodzenia Juliusza Słowackiego. Cudownie, że jest tam muzeum upamiętniające poetę i jego rodziców. Nie zdziwiło mnie, kiedy w jednej z gablot zobaczyłam portret Andrzeja Towiańskiego, wszak wieszcz był towiańczykiem. Jakież było jednak moje rozczarowanie, kiedy podeszłam bliżej gabloty!
Podpis brzmiał: Alojzy Szczęsny Feliński - bliski przyjaciel poety! Błąd potrójny wręcz! Na pewno nie jest to osoba, której wizerunek zaprezentowano. Przedstawia on Andrzeja Towiańskiego. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
Natomiast podpis jest połączeniem dwóch jeszcze innych osób: Alojzego Felińskiego oraz Zygmunta Szczęsnego Felińskiego. Ten drugi był przyjacielem poety, świadkiem jego śmierci. Alojzego Felińskiego zaś Słowacki nawet nie znał osobiście, bowiem zmarł on, kiedy Juliusz miał dziesięć lat i kilka miesięcy. Alojzy Feliński był adiutantem Tadeusza Kościuszki, autorem dramatu pt. "Barbara Radziwiłłówna". Stworzył oryginał pieśni (zmieniony nieco przez Antoniego Goreckiego) znanej dziś pod tytułem "Boże, coś Polskę". To jemu zawdzięczamy wprowadzenie litery j na miejsce dawniej używanych zamiennie samogłosek i oraz y. Kierował przez półtora roku liceum krzemienieckim, Słowacki jednak wtedy mieszkał w Wilnie. Zmarł w lutym 1820 roku, więc nie mogli się nawet spotkać.
Alojzy Feliński (źródło Wikipedia) |
Co innego Zygmunt Szczęsny Feliński, ten rzeczywiście był przyjacielem Słowackiego. W Paryżu, kiedy Zygmunt był jeszcze studentem, spotykali się często aż do śmierci poety. Feliński był jedynym Polakiem, który był jej świadkiem. Później Zygmunt wszedł na drogę kapłaństwa i doczekał się godności arcybiskupa metropolity warszawskiego. W 2002 roku Jan Paweł II dokonał jego beatyfikacji, a 7 lat później Benedykt XVI ogłosił go świętym.
św. Zygmunt Szczęsny Feliński |
Warto dodać, że obaj Felińscy byli spokrewnieni (Alojzy był stryjem Zygmunta). Widać zatem jasno, na czym polega błąd w muzeum krzemienieckim. Po instytucji zajmującej się biografią Juliusza Słowackiego spodziewać się należy większej uwagi. Pani kustosz tłumacząc się, powiedziała, że zbiory pochodzą z warszawskiego Muzeum Literatury. Tym bardziej dziwi taki błąd...