Kto się u drzwi tak nisko jak dziecię nie nagnie."
"Wołasz do Boga: Ojcze! - Ojciec wnet przychodzi,
Aż zamiast dziecka, chłopa dużego znachodzi."
(Adam Mickiewicz "Zdania i uwagi")
Słowo "dziecko" miało w języku towianistycznym szczególne znaczenie. Uczniowie Mistrza Andrzeja przejęli się nauką Chrystusa, który za wzór do naśladowania stawiał właśnie dzieci. Ostrzegał, że "kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego" (Łk.18, 17) i "jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego". (Mt. 18, 3). Sam przyszedł na ten świat pod postacią dziecka. Był mądrym i kochającym dzieckiem swoich ziemskich rodziców, do końca pozostał posłusznym Dzieckiem Boga. Dokonał niezwykłej rewaloryzacji dzieciństwa, a mimo to - jak zauważył Wacław Hryniewicz - chrześcijaństwo poszło w kierunku teologicznej dyskwalifikacji dziecka i negatywnej oceny dziecięcego człowieczeństwa. Nie uczono szacunku dla młodych ludzi, na obronę ich praw czekać trzeba było aż do czasów nam współczesnych.
W Ewangelii Judasza czytamy, że Jezus często "nie ukazywał się swym uczniom we własnej osobie, ale stawał między nimi, przyjmując postać dziecka". Według Wacława Hryniewicza mógł czynić to, aby być symbolem czystości i niewinności, nieskażonym fałszywą mądrością materialnego świata. Tak uważali gnostycy. Towiański podzielał ten pogląd. "Przywilejem wieku dziecinnego są dni łaski i opieki Bożej" - tłumaczył. Chodzi o to, "aby w wieku dojrzałym tego przywileju nie zatracić - zachować tę dziecinność, tę niewinność, tę czystą szczerość(...) w niej wyróść i umrzeć". Mistrz Sprawy Bożej modlił się, aby ludzie dorośli mieli "dusze dzieci". Jedyna modlitwa, której nauczył ludzi Chrystus, rozpoczyna się od słowa wyrażającego postawę dziecka wobec Boga.
Już Zaratustra mówił o dziecku, które tworzy nową rzeczywistość, nieskażoną fałszem tego świata. Do podobnych wniosków doszedł Emanuel Swedenborg: "...najpierw należy stać się dzieckiem, a potem dać się karmić mlekiem wiedzy". Szwedzki uczony i mistyk po kolejnym widzeniu zapisał, że nie trzeba samemu troszczyć się o duchowość, jakby to zależało od nas samych, ani o sprawy doczesne, lecz należy - tak jak dziecko - "Panu powierzyć całą troskę o to." Zatem pokora i zaufanie Bogu są podstawą przemiany człowieka. Jednak dla dorosłego, myślącego ziemskimi kategoriami, są to rzeczy niemożliwe do realizacji.
"Gdybyś chrześcijaninie z serca stał się dzieckiem,
Królestwo tu na ziemi wraz posiadłbyś niebieskie" -
to słowa Anioła Ślązaka, które mogłyby stanowić credo towianizmu, a brzmią przecież infantylnie w uszach przeciętnego chrześcijanina. Jednak, kiedy Zygmunt Szczęsny Feliński prosił Juliusza Słowackiego o objaśnienie "ciemnych ustępów" Króla Ducha, były towiańczyk odpowiedział mu tylko: "czytaj z prostotą dziecka, a sam zrozumiesz". Wychodził zatem z założenia, że mądrość, którą zdobywamy z czasem, utrudnia zrozumienie rzeczy najistotniejszych. Mówiąc słowami Swedenborga, "człowiek, kierując się swym głupim umysłem, zapomina o pokorze, na której opiera się wszystko".
Dzieci mają coś, co rzadko można spotkać u ludzi dorosłych: niezwykły zapał, energię do robienia rzeczy na pozór niemożliwych do wykonania, radosną chęć życia, wiarę, że wszystko jest możliwe. To było zapewne intencją Adama Mickiewicza, kiedy żalił się, że mu "rozum wydarł organ dziecka". Ubolewał, że posiadłszy wiedzę tego świata, zatracił zdolność do naiwnej, spontanicznej wiary, która "góry przenosi".
A taka wiara była potrzebna, by walczyć o niepodległość Polski. Tylko człowiek posiadający ją może poprowadzić naród do wolności. Do wolności prawdziwej, o której marzyli towiańczycy - nie chwilowym odzyskaniu ojczyzny, by kłótnie i wady narodowe znów doprowadziły ją do upadku. Tylko trwałe przemienienie rodaków, mogło dać im życie godne i szczęśliwie. Przemienienie na wzór Chrystusa, który stając się Mężem, zachował wszystkie cnoty dziecka. Warto, jak sądzę, na marginesie tych rozważań wspomnieć, że sedno sprawy ujął później Jan Paweł II mówiąc:
"Jest coś takiego w dziecku, co winno się odnaleźć we wszystkich ludziach, jeżeli mają wejść do królestwa niebieskiego. Niebo jest dla tych, którzy są tak prości jak dzieci; tak pełni zawierzenia, jak one, tak pełni dobroci i czystości. Tylko tacy mogą odnaleźć w Bogu swojego Ojca...
W języku hebrajskim słowu "dziecko" (płci męskiej) - jeled odpowiada liczba 44.
Jeled (dziecko) יֶלֶד י + ל + ד
(4)+(30)+(10) = 44
A ponadto:
Ab (ojciec) אָב ב + א
(2) + (1) = 3
Em (matka) אֵמ א + מ
(40)+(1) = 41
Ojciec (3) + matka (41) = dziecko (44)
Jak to się ma do Męża 44 z Mickiewiczowskich "Dziadów"? Ów bohater ma być symbolicznym wskrzesicielem narodu. Mickiewicz (i, jak się później okazało, Towiański) był przekonany, że musi to być człowiek przemieniony na wzór Chrystusa, czujący się rzeczywiście dzieckiem bożym. Tylko ktoś, kto nie kieruje się fałszywą mądrością tego świata, nie hołduje przemocy, egoizmowi i mamonie, może być dobrym przywódcą narodu. Musi mieć przy tym dziecinną wiarę (która nie zna słowa "niemożliwe") w realizację zadań stojących przed nim. Pojmować świat prosto: tak tak, nie nie.
Z kategorią "dziecięctwa" spotykamy się w Dziadach drezdeńskich niejednokrotnie. Wystarczy choćby wspomnieć dziesięciolatka przykutego łańcuchem, o którym opowiada Sobolewski czy też innych młodych ludzi wywożonych na Syberię. Car jest jak Herod ogłaszający rzeź niewiniątek. Chce stłumić w zarodku polskość, musi więc zabijać dzieci. Zarazem jednak ta dziecięca ofiara jest najpełniejsza, na miarę ofiary składanej z Izaaka przez Abrahama.
To może tłumaczyć interpretację samego poety, który różnie wypowiadał się na temat symbolu 44. Gdy mówił o sobie czy Towiańskim, chciał wierzyć, że zasługują na to miano, że osiągnęli już stan "męskiej dziecinności" czy też "dziecięcej męskości", jakkolwiek oksymoronistycznie to brzmi. Chodziło zatem o męża stanu, który nie zatracił cech warunkujących osiągnięcie Królestwa Niebieskiego. Mąż 44 spełniłby zalecenie apostoła: "bądźcie dziećmi w sercu, ale nie w umyśle" (1Kor 14, 20). Dopiero taki ktoś mógłby wyzwolić rodaków nie tylko spod władzy zaborców, ale też z niewoli ich własnych wad, które - jak wierzył Towiański - były główną przyczyną utraty niepodległości.
Nie chodzi w tym miejscu o rozwiązanie zagadki Mickiewiczowskiego Męża 44, ale zasugerowanie kolejnej możliwej, według mnie interpretacji, tym razem w duchu towianistycznym i gnostyckim zarazem.
Czuć się zatem dzieckiem bożym i mieć wiarę dziecinną - oto postulaty, które Towiański przeobraził w rodzaj nauki pedagogiczno-religijnej, która zdaje się znacząco dopowiadać zjawisko towianizmu w ogóle.
(Pierwotna publikacja 27 lipca 2009 na towianizm.bloog.pl)
(Pierwotna publikacja 27 lipca 2009 na towianizm.bloog.pl)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz